Ta relacja nie tak miała wyglądać.
Miała być przyjemna i pozytywna, ale .. nie byłaby wówczas w pełni prawdziwa.
Postanowiłam więc starą wersję wyrzucić do kosza i szczerze napisać jak to u nas było.
Pierwszy raz uczestniczyliśmy w zjeździe rok temu, gdy mój syn Miłek skończył 2 lata. Były to dla nas bardzo ciężkie dwa lata, jednak jadąc miałam poczucie, że najgorsze już za nami i wychodzimy na prostą. Teraz będzie z górki myślałam, a tu szok…po rozmowach z innymi rodzicami uświadomiłam sobie, że niekoniecznie.
No i to mnie trochę załamało. Nawet trochę bardzo, zachorowałam na depresję.
Wcześniej nie rozumiałam, dlaczego niektórzy lekarze pytają się o moje samopoczucie, ponieważ świetnie sobie radziłam. Przynajmniej tak myślałam do ostatniej chwili – aż mi się nie chciało wstać z łóżka. Na szczęście szybko zgłosiłam się po pomoc do psychiatry i psychologa, dzięki którym w miarę szybko stanęłam na nogi.
Chyba najtrudniejsze dla mnie było pogodzenie się z faktem, że moje idealnie zaplanowane życie, wcale nie musi wyglądać tak, jak sobie wymarzyłam. Że to jeszcze nie koniec naszych problemów (jak ktoś woli ”wyzwań”), a dopiero ich początek.
Jednak zawsze po burzy przychodzi słońce. Świadomość ta, dodała mi motywacji, aby już teraz zacząć działać i myśleć o przyszłości Miłosza. Z natury jestem optymistką i oczywiście mam nadzieję, że wszystko się ułoży, ale mam też z tyłu głowy, że może być różnie. A czas szybko leci i nie chciałabym „obudzić się z ręką w nocniku”.
Wiedza ta, pozwoliła mi również doceniać każdy dzień (zwłaszcza bez choroby), każdy uśmiech, czy pokonany krok milowy. Postanowiłam nie rezygnować ze swoich marzeń i planów tylko nieco je zmodyfikować 😉. Nie targać Miłka na więcej terapii ale po prostu BYĆ przy nim, KOCHAĆ, dawać mu więcej swojej uwagi ale również zadbać o dobrostan całej naszej rodziny. Bo w rodzinie jest siła!
I właśnie to poczułam na tegorocznym zjeździe. Że jesteśmy jedną wielką rodziną. Musimy się trzymać razem, wspierać, pomagać. To ważne dla nas, rodziców, ale przede wszystkim dla naszych dzieci. Mam nadzieję, że przyjaźnie rozpoczęte na zjeździe przetrwają wiele lat i przełożą się na satysfakcję z życia naszych pociech w dorosłości.
Nie będę się już rozpisywać o świetnych wykładach specjalistów a także nieocenionej pracy Stowarzyszenia, dzieki któremu zjazd był zorganizowany na najwyższym poziomie. Kto był, ten dobrze o tym wie, a kto nie – musi przyjechać i przekonać się na własnej skórze, bo warto 😊
Dziękuję z całego serca za to, że jesteście, za ciężką pracę na rzecz naszej społeczności i do zobaczenia za rok !
Ewa, mama Miłoszka